Rok od inwazji. Mity i lekcje z wojny na Ukrainie
Zbliżająca się rocznica rosyjskiej inwazji na Ukrainę stała się okazją do szeregu wystąpień i publikacji autorstwa czołowych ekspertów i ośrodków analitycznych, podsumowujących dotychczasowy przebieg wojny oraz wyciągających najważniejsze wnioski na przyszłość. Wśród tych opracowań na szczególną uwagę zasługuje raport estońskiego ministerstwa obrony pod tytułem „Rosyjska wojna na Ukrainie”. Mity i lekcje”.
Opublikowana na przełomie stycznia i lutego analiza różni się od licznych innych opracowań podejmujących tę tematykę na przestrzeni ostatniego roku. Jednym z najważniejszych wyróżników jest styl i ton wywodu autorów, którzy wypowiadają się w bezpośredni sposób, bez tak często spotykanych wśród zachodnich ekspertów „wygładzonych” i ostrożnych stwierdzeń. Nie powinno to nikogo dziwić. Estonia, podobnie jak pozostałe państwa bałtyckie, najbardziej obawia się ewentualnej agresji ze strony Federacji Rosyjskiej. Ze względu na niewielkie rozmiary tych krajów, mogłaby ona mieć potencjalnie szybki i brutalny przebieg. To dlatego dziś, rok po rozpoczęciu przez Moskwę agresji wobec sąsiedniego kraju, Estończycy są wśród tych narodów, które najgłośniej apelują o głębokie i jak najszybsze zmiany w podejściu państw NATO do kwestii ich własnych zdolności wojskowych, a także najmocniej obawiają się podziału wewnątrz wspólnoty transatlantyckiej w kwestii tego, jak wojna na Ukrainie powinna się zakończyć i jak głęboko w jej wyniku powinna zostać osłabiona Rosja.
Autorzy raportu skupili się na pięciu kluczowych ich zdaniem mitach związanych z oceną przebiegu wojny, powielanych tak przez część polityków, jak i ekspertów na Zachodzie.
Pierwszy z nich, to powtarzany często w zachodnich mediach slogan: „to wojna Putina”. Autorzy, powołując się na badania centrum Lewady, ale także wyciągając wnioski z zachowania rosyjskiego społeczeństwa, które od początku trwania inwazji nie przejawia większego sprzeciwu wobec działań Kremla na Ukrainie, wskazują, że w według ostatnich sondaży, w grudniu zeszłego roku, poparcie dla działań Putina wynosiło około 80%. Natomiast prawie 70% badanych miało zgodzić się ze stwierdzeniem, że ogólny kierunek rozwoju kraju jest prawidłowy. O ile dla Polaków i większości narodów naszego regionu oczywistym jest fakt, że Ukraina toczy w tej chwili wojnę nie tylko z autokratycznym reżimem, ale z całym państwem i popierającym je w większości społeczeństwem, o tyle dla społeczeństw państw zachodniej Europy to kwestia nieoczywista. Jak piszą autorzy: „Nie chodzi o to, jak Putin widzi świat, ale jak widzą go Rosjanie. Nawet jeśli Putin zostałby powstrzymany. następny człowiek, który zająłby jego miejsce nie byłby inny, ponieważ Rosja nie jest inna”.
Drugi mit wymieniany przez autorów to przekonanie, również często powielane w naszym dyskursie publicznym, że wojna na Ukrainie to już teraz strategiczna porażka Rosji. Nie zapominając o kwestiach takich, jak nieosiągnięcie przez Moskwę najważniejszych celów „specjalnej operacji” czy bezprecedensowych zachodnich sankcjach, których skutki Rosja odczuwa coraz mocniej, wojna wciąż trwa i niewiele wskazuje na to, że zmierza ku końcowi. Ponadto, to Ukraina, a nie Federacja Rosyjska doświadcza jej najboleśniej, czego dowodem są rosnące straty wśród ludności cywilnej, eksodus milionów uchodźców z kraju oraz coraz większe straty w infrastrukturze. Te ostatnie, tylko po pierwszych trzech miesiącach od rozpoczęcia inwazji, wyceniono na około 350 mld dolarów, przy czym najgorszy możliwy scenariusz gospodarczy dla Rosji wskazywany przez ekspertów, przewiduje spadek PKB w 2023 w okolicach 5,5-6%, czyli poniżej 100 mld USD, co odpowiada zaledwie kilkutygodniowym kosztom szkód wyrządzonych Ukrainie. „Rosja nadal okupuje 18% Ukrainy – obszar prawie 2,5 raza większy od Estonii i większy niż terytoria ponad 30 innych krajów w Europie.
Od czasu kontrofensywy w Charkowie Ukrainie udało się wyzwolić około 6000 kilometrów kwadratowych na kierunku chersońskim, czyli mniej niż 1% terytorium kraju – piszą autorzy. Jak dodają, gdyby Rosji udało się zdobyć jakieś terytorium w wyniku tej wojny – albo de iure podczas negocjacji lub de facto poprzez zamrożenie sytuacji w obecnym stanie, utrzymując okupowane obszary pod swoją władzą przez dłuższy czas – Moskwa zbliżyłaby się do swojego celu. Być może wyższym kosztem niż się spodziewano, ale Rosja wciąż jest na drodze do osiągnięcia swoich strategicznych celów. Autorzy wskazują także, że pomimo głęboko wadliwego systemu mobilizacyjnego i niskiego przeszkolenia poborowych, Moskwa mobilizuje kolejne setki tysięcy nowych żołnierzy, co jak do tej pory nie wywołało spodziewanych przez niektórych fal społecznego sprzeciwu w Rosji.
Autorzy wprost wskazują, że wojna może być długotrwałym konfliktem, który, jeśli ma zakończyć się wyparciem Rosjan z zajętych terytoriów, musi oznaczać skokowe zwiększenie pomocy wojskowej i finansowej dla Ukrainy.
Mit trzeci: „Rosja w wyniku przebiegu wojny na Ukrainie osłabła do tego stopnia, że nie będzie w najbliższych latach stanowić realnego zagrożenia dla innych państw”. Chociaż według brytyjskiego wywiadu Moskwa zaangażowała na Ukrainie ponad 90% swojego potencjału wojskowego i jak do tej pory straciła od początku inwazji około 140 tysięcy żołnierzy, to obecnie wciąż wywiera olbrzymią presję na broniącą się Ukrainę. Jak wskazują autorzy opracowania, straty osobowe Rosji byłyby nie do zniesienia w państwach demokratycznych. Tymczasem w tym autokratycznym kraju, który dysponuje około 30 milionami ludzi w rezerwie mobilizacyjnej, władze mogą uznać tak wysokie straty za konieczny koszt, który warto ponieść w imię imperialnych ambicji. Raport zwraca przy tym uwagę, że Rosja już teraz podwoiła swoje siły inwazyjne w porównaniu do stanu z lutego 2022 roku, uwzględniając wrześniową falę mobilizacyjną, z których prawie jedna trzecia była na froncie w ciągu pięciu tygodni od powołania do służby.
Estoński MON, powołując się na dane własnych służb wywiadowczych twierdzi, że co najmniej 150 tys. rosyjskich żołnierzy otrzymało rozszerzone szkolenie przed wysłaniem na linię frontu. Tymczasem dla porównania szkolenia przeprowadzane dla ukraińskich żołnierzy w państwach NATO,choć znaczące i lepszej jakości, stanowią około 10-20% zdolności Rosji. Tę istniejącą asymetrię można byłoby wyrównać poprzez odpowiednio wysokie nasycenie sił ukraińskich nowoczesnym zachodnim sprzętem, ale proces jego przekazywania stronie ukraińskiej jest z różnych względów wciąż niezwykle wolny.
Dla zobrazowania problemu estoński MON przytacza konkretne wyliczenia. I tak, proporcjonalnie, Rosja poniosła największe straty w czołgach i pojazdach pancernych – mniej więcej 40% i 20% (biorąc pod uwagę początkowy stan sił inwazyjnych). Obecnie Moskwa ma posiadać jeszcze blisko 10 tys. czołgów i 36 tys. pojazdów pancernych. Około jedna trzecia z nich może być prawdopodobnie wyremontowana i wysłana na linię walk, co daje liczbę 3000 czołgów i 12000 pojazdów opancerzonych. Jak piszą autorzy: „Dla porównania, Niemcy mają ok. 250 czołgów Leopard-2, a Estonia nie ma żadnego. (…) Straty w siłach powietrznych wynoszą mniej niż 10%.Straty w artylerii to zaledwie 10% z 5000 gotowych do walki systemów, które Rosja miała przed wojną. Zapasy amunicji artyleryjskiej wynoszą 7 milionów sztuk, co pozwoli na kontynuowanie wojny z taką samą intensywnością co najmniej do połowy 2023 roku. Jeśli dodać do tego fakt, że Rosja korzysta również z pomocy wojskowej ze strony Iranu i prawdopodobnie także Korei Północnej, a z czasem zacznie skutecznie wykorzystywać istniejące luki w reżimie sankcji, to obraz Rosji przegrywającej obecnie wojnę na Ukrainie zaczyna być coraz mniej wiarygodny. Jak konkludują tę część swoich rozważań autorzy z estońskiego MON: „Nierozważne jest umniejszanie potęgi militarnej Rosji, zwłaszcza gdy żaden europejski sojusznik NATO nie mógłby indywidualnie dorównać dorównać zdolnościom wojskowym sił lądowych Federacji Rosyjskiej. Rola Stanów Zjednoczonych w NATO pozostaje niezastąpiona dla bezpieczeństwa Europy”.
Mit 4: Odstraszanie Rosji przez NATO jest skuteczne i nie wymaga znaczących zmian. W tym punkcie autorzy polemizują z rozpowszechnionym na Zachodzie poglądem, że o ile zbrojna napaść Rosji na Ukrainę była wyobrażalna, ponieważ nie była ona objęta żadnymi wiążącymi gwarancjami bezpieczeństwa, o tyle taka sytuacja nie mogłaby się powtórzyć wobec państw NATO, bo wiązałoby się to z wejściem do wojny Stanów Zjednoczonych. Autorzy wskazują, że ci, którzy głoszą takie poglądy, zapominają, że imperialne cele Rosji nie dotyczą tylko Ukrainy. Należy pamiętać, że inwazję poprzedziło opublikowanie przez rosyjski MSZ i Kreml w grudniu 2021 roku żądań pod adresem państw NATO, których sens sprowadzał się do wezwania ich do rewizji architektury bezpieczeństwa w Europie i strategicznego wycofania wszelkich instalacji wojskowych NATO z państw, które w 1997 roku nie należały jeszcze do Sojuszu. Inwazja Rosji na Ukrainę pokazała wysoką tolerancję rosyjskich elit na ryzyko. Fakt, że europejskie kraje NATO nie posiadają adekwatnych do wyzwań konwencjonalnych zdolności wojskowych, a ich przemysł zbrojeniowy już obecnie ma problemy z nadążaniem za dostawami amunicji i podstawowego sprzętu na Ukrainę, nie powinien ich uspokajać, a wręcz przeciwnie, zachęcić do szybkiego nadrobienia zaległości.
Mit 5. Działania państw Zachodu wspierające Ukrainę nie pozostawiają Rosji innego wyboru, jak tylko eskalować konflikt. Tutaj autorzy odnoszą się przede wszystkim do niekończącego się w krajach Zachodu procesu „przeciągania liny” w kwestii dostaw kolejnych systemów uzbrojenia. Niemal za każdym razem kolejna propozycja, czy to dotycząca dostaw artylerii rakietowej, czy też wozów bojowych lub czołgów, poprzedzona była długotrwałą dyskusją między sojusznikami o potencjalnym zagrożeniu eskalacją konfliktu ze strony Rosji, która mogłaby odczytać kolejne rozszerzenie pomocy dla Ukrainy jako prowokację i zdecydować się na eskalację, horyzontalną lub wertykalną. O tzw. problemie „czerwonych linii” Rosji w konflikcie na Ukrainie już pisaliśmy na stronie „Układu Sił”, powtórzę zatem, że Moskwa nie potrzebuje żadnych prowokacji, żeby zdecydować się na eskalację. Autorzy raportu piszą o tym w podobnym tonie wskazując, że „Rosja nie potrzebuje żadnych decyzji zmieniających reguły gry ze strony Zachodu czy Ukrainy jako podstawy do eskalacyjnego odwetu. Rosja eskaluje, gdy uzna, że dane środki są niezbędne do osiągnięcia jej celów”. W kwestii zachodnich dyskusji o dostawach uzbrojenia, piszą: „Takie debaty pozwalają Rosji nie tylko kontrolować eskalację, ale także naszą strategię. Zachodnia wrażliwość daje Rosji wybór, kiedy naciskać na rzekome ‘czerwone linie’ i używać retoryki nuklearnej. Wojna pokazała jednak, że strach przed eskalacją jest niepotrzebnie wysoki”.
Swoje rozważania autorzy kończą kilkoma rekomendacjami dla państw Zachodu, które płyną z dotychczasowego przebiegu wojny i z obalenia opisanych przez nich mitów związanych z percepcją tego konfliktu i postawy Rosji.
Po pierwsze uważają, że nie ma istotnych dowodów, by stwierdzić, że Rosja nie miałaby zamiaru, możliwości lub zdolności do stworzenia okazji do przeprowadzenia ataku wojskowego na NATO. Agresywność i nieprzewidywalność Rosji nie pozwalają nam odrzucić takiego prawdopodobieństwa lub wykluczyć żadnego scenariusza, nawet pomimo braku absolutnego sukcesu na Ukrainie. Intencje są ewidentne a możliwości Moskwy są tylko chwilowo osłabione.Tylko takie podejście, w ich opinii, gwarantuje utrzymanie przez państwa Zachodu wysiłku zmierzającego do zwiększenia własnych zdolności wojskowych.
Po drugie, NATO nie może zakładać, że potencjalny atak na państwa sojuszu, np. kraje bałtyckie, byłby przeprowadzony w podobnym stylu jak operacja wymierzona w Ukrainę. Autorzy zwracają uwagę, że Rosja będzie wolniej lub szybciej adaptować się do nowych warunków strategicznych i operacyjnych, i wyciągać wnioski z popełnionych na Ukrainie błędów. Najgorszą rzeczą, którą możemy obecnie zrobić,jest zlekceważenie przeciwnika na podstawie dotychczasowego przebiegu wojny.
Trzecia kwestia to tempo i zakres pomocy dla Ukrainy. Mimo znacznego wysiłku ze strony państw Zachodu pomoc ta jest niewystarczająca i brakuje jej charakteru strategicznego, co wynika przede wszystkim z rozbieżnych wewnątrz NATO opinii na temat pożądanego ostatecznego wyniku tej wojny i stopnia osłabienia Rosji. Jak zauważają autorzy: „Budżety obronne państw Zachodu wynoszą łącznie ponad bilion dolarów, ale pakiet wsparcia wojskowego Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu na rzecz Pokoju dla Ukrainy wynosi ponad 3,1 mld euro, co odpowiada mniej niż 0,02% z 16 bilionów euro unijnego PKB. Nadszedł czas, aby uczciwie ocenić nasze możliwości i prawdziwą głębię wyzwania, które przed nami stoi”.
Po czwarte, NATO musi nauczyć się skutecznie odstraszać Rosję. Odstraszanie Moskwy, głównie przez Waszyngton, nie powiodło się w przypadku Ukrainy. Czas wyciągnąć wnioski i udoskonalić strategię odstraszania, szczególnie w regionie państw bałtyckich, które nie posiadają stosownej głębi strategicznej i ich zajęcie przez Rosję byłoby prawdopodobnie dużo łatwiejsze niż Ukrainy. Zmienić należy wiele. Poczynając od zwiększenia potencjału wysuniętych sił NATO na wschodniej flance do wielkości dywizji w Estonii, poprzez rozbudowę magazynów sprzętu, amunicji, do rozbudowy sił odpowiedzi Sojuszu (NATO Response Force).
Kluczowe zdaniem autorów raportu jest przejście NATO ze strategii odstraszania określanej jako detterence by punishment do detterence by denial. O ile to pierwsze zakłada podejście reaktywne Sojuszu, który groziłby potencjalnemu agresorowi zbrojną odpowiedzią na ewentualną agresję, o tyle druga strategia zakłada koncentrację na budowie takiej obecności wojskowej w najbardziej narażonych miejscach, która tak wysoko podwyższałaby koszty ewentualnej agresji, że byłaby ona po prostu nieopłacalna dla agresora. Mimo szumnych deklaracji z ostatniego szczytu NATO w Madrycie, Sojusz wciąż nie dokonał radykalnych zmian w swoim podejściu do strategii odstraszania wobec Rosji.
Po piąte, NATO potrzebuje zdaniem autorów raportu lepszego wspólnego systemu wczesnego ostrzegania przed zbliżającymi się zagrożeniami, opartego przede wszystkim na skutecznym zwiadzie satelitarnym. Wreszcie, Sojusz potrzebuje usprawnienia i uproszczenia procedur związanych z dowodzeniem i procesem podejmowania decyzji. Kluczowe jest także regularne przeprowadzanie realistycznych ćwiczeń i manewrów w oparciu o istniejące plany obrony.
Niezwykle powolna adaptacja w podejściu większości europejskich państw NATO do kwestii zwiększania własnych zdolności obronnych zdaje się coraz bardziej niepokoić naszych estońskich sojuszników. Alarmistyczny ton wypowiedzi autorów nie wydaje się jednak przesadzony w świetle krótkiej relacji, jaką amerykański ekspert Andrew Michta podzielił się na Twitterze, dotyczącej jego pierwszych spostrzeżeń z tegorocznej Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa.
Jak pisze: „Poruszając się pomiędzy przemówieniami, panelami i okrągłymi stołami tutaj, na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, nagle ogarnęło mnie niesamowite uczucie, że być może tak właśnie musiał wyglądać rok 1938 w Europie. Wszyscy wiemy, że na zewnątrz szaleje burza, ale tu, w Bayerischer Hoff (w miejscu, gdzie odbywa się konferencja), wszystko wydaje się normalne. Uścisk dłoni europejskich i amerykańskich przyjaciół, z którymi pracowałem przez ostatnie trzy dekady, nawiązywanie nowych znajomości – to wszystko wydaje się takie rutynowe. A jednak wszystko nagle się zmienia, gdy ukraiński parlamentarzysta dosadnie mówi słuchaczom, że nie działamy wystarczająco szybko.Albo kiedy Mołdawianka mówi, że jej kraj wisi na włosku, nie wiedząc, co będzie jutro. Albo kiedy Fin, Bałt czy Polak nie przebierają w słowach, żeby powiedzieć nam całą prawdę o tym, co się dzieje na tej wojnie. Ale potem rozmowa wydaje się wracać do frazesów.Czy tak wyglądał rok 1938 przed niemieckim nazistowskim gwałtem na Czechosłowacji? Nasycone kraje Zachodu wydające uroczyste zapewnienia Pradze i innym krajom, ale w głębi duszy wiedzące, że nie zostaną one wypełnione? Bo to przecież sprawa kogoś innego, a nie nasza. Prawda? Przez ostatnie dwa dni rozmawiałem z ukraińskimi parlamentarzystami. Mówili o walce swojego kraju o przetrwanie z pasją, którą rzadko słyszy się w zachodnich kręgach politycznych. Byłem dumny z bycia z nimi, ale zawstydzony, że chociaż ostatecznie robimy to, co słuszne, jesteśmy w tym tak powolni”.
Ten rok może okazać się decydujący, tak dla wyniku wojny na Ukrainie, jak i dla przyszłości NATO. Decyzje należy podejmować już teraz. O ile jednak państwa naszego regionu wiedzą, gdzie zmierzają i czym jest dla nich Rosja, o tyle nasi sojusznicy z zachodniej części Europy wciąż wykazują się strategicznym wahaniem.
Marek Stefan