Saudyjska normalizacja z Izraelem z bronią nuklearną w tle

Saudyjski Książę Koronny Mohammed bin Salman (MBS) oświadczył, że jego kraj każdego dnia jest coraz bliżej normalizacji stosunków z Izraelem. To pierwsze tego typu oświadczenie ze strony MBS de facto rządzącego królestwem. Informacja ta padła podczas wywiadu w amerykańskiej telewizji Fox News w trakcie wizyty MBS w USA.

Administracja prezydenta Bidena kontynuuje zapoczątkowane przez administrację prezydenta Trumpa Porozumienia Abrahamowe przywracające oficjalne relacje pomiędzy Izraelem a państwami arabskimi. Umowa z Arabią Saudyjską byłaby przysłowiową wisienką na torcie, zwłaszcza ze względu na rolę jakie państwo to odgrywa w świecie muzułmańskim.

Inną istotną wypowiedzią MBS w kontekście Izraela, zauważoną przez komentatorów, była rezygnacja z wyrażania wprost poparcia dla projektu utworzenia państwa palestyńskiego, które KAS wspierało oficjalnie przez ostatnie dwadzieścia lat. Książę pytany o warunki, które muszą zostać spełnione przez Izrael, wspomniał o „miejscu, które ułatwi życie Palestyńczykom”. 

Nową „marchewką” przed nosem obydwu państw jest perspektywa utworzenia korytarza ekonomicznego Indie-Bliski Wschód-Europa. Miałby on, omijając Pakistan, prowadzić do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, a stamtąd przez Arabię Saudyjską, Jordanię, Izrael drogą morską do Grecji. Dla Indii istotnym czynnikiem jest wyeliminowanie Pakistanu z tego projektu. Prawdopodobnie z tego powodu jest to też wspierane przez Stany Zjednoczone, z uwagi na uzależnienie Islamabadu od Pekinu. 

Poprawienie relacji z Rijadem jest też priorytetem dla rządu premiera Netanyahu, ale przeszkodą jest udział w rządowej koalicji skrajnej prawicy, która może nie zgadzać się na ustępstwa wobec Palestyńczyków. Politycy tych partii chcą akurat czegoś wprost przeciwnego, a mianowicie uznania zwierzchności Izraela nad Zachodnim Brzegiem. Nawet w Likudzie premier ma przeciwników, którzy przed jego wyjazdem do Nowego Jorku oświadczyli, że zablokują jakąkolwiek umowę oddającą ziemię Palestyńczykom w zamian za stosunki z Arabią Saudyjską. Jednak minister spraw zagranicznych Eli Cohen jest optymistycznie nastawiony do negocjacji z Rijadem i uważa, że wszelkie kwestie różniące strony uda się rozwiązać do początku przyszłego roku.

Jednak, by ta porozumienie zakończyło się sukcesem, potrzeba nie dwojga, ale trojga. Arabia Saudyjska oczekuje zachęt ze strony administracji Bidena i tu wkraczają sformalizowane gwarancje bezpieczeństwa, a także Saudowie poprosili o współpracę w zakresie energii atomowej, która luźniej traktowałaby zasady dotyczące nieproliferacji broni atomowej. Chodzi przede wszystkim o możliwość wzbogacania uranu w Arabii Saudyjskiej. Zarówno w przypadku formalnych gwarancji bezpieczeństwa jak i wzbogacania, administracja Bidena musiałaby uzyskać zgodę Kongresu, a to będzie trudne. Zwłaszcza drugi punkt wywoła kontrowersje i debatę, ponieważ każdy udział Stanów Zjednoczonych w rozwoju energetyki atomowej w państwie trzecim wymaga zapewnienia, by nie prowadziło to do uzyskania przez to państwo broni nuklearnej. A tutaj, w tym samym wywiadzie, MBS przyznał, że Rijad nie pozostanie obojętny wobec Iranu zyskującego potencjał atomowy i w odpowiedzi też postara się pozyskać własny arsenał nuklearny.

Kongres mogą pomóc przekonać Chiny, a raczej groźba, że jeżeli USA nie wesprą w energetyce jądrowej Saudów, ci zwrócą się w kierunku Chin, by osiągnąć to samo. Taki układ zapewniałby Waszyngtonowi zdecydowanie mniejszą kontrolę nad procesem, a przekazanie wzbogaconego uranu Pakistanowi w latach 80-tych przez Chiny raczej nie zostało zapomniane. Dla Stanów Zjednoczonych negocjacje to jednocześnie zabiegi o powrót do roli rozgrywającego na Bliskim Wschodzie. Czy w ciągu najbliższego półrocza zobaczymy normalizację pomiędzy Arabia Saudyjska a Izraelem? Wiele na to wskazuje.

Jan Wójcik