Smok wyszedł z ukrycia – czyli chińskie ambicje i zdolności do projekcji siły militarnej
Kiedy Nancy Pelosi, wówczas speaker Izby Reprezentantów, lądowała rok temu na Tajwanie, było więcej niż prawdopodobne, że wizyta ta uruchomi nową dynamikę w relacjach „przez cieśninę”, czyli na linii Pekin – Tajpej. Jej elementem stała się intensyfikacja ćwiczeń marynarki wojennej i sił powietrznych ChRL, które coraz śmielej zaczęły zbliżać się do terytorium kontrolowanego przez władze Republiki Chińskiej.
Nową „normalnością” stały się manewry chińskich okrętów i lotnictwa, na południe, południowy-zachód i południowy-wschód od tak zwanej „linii środkowej”, umownie rozdzielającej Cieśninę Tajwańską. Stanowiła ona przez lata nieformalną granicę, poza którą siły zbrojne Państwa Środka starały się nie prowadzić aktywności militarnej. Teraz sytuacja ta uległa zmianie. Choć aktywność Armii Narodowo-Wyzwoleńczej (ALW), koncentruje się przede wszystkim na Formozie, nie należy zapominać, że ambicje Pekinu mają szerszy, regionalny a nawet globalny charakter. Świadczą o tym sukcesywnie budowane przez Chiny zdolności i infrastruktura do militarnej projekcji sił w kolejnych zagranicznych lokalizacjach.
We wtorek 12 września chiński lotniskowiec Shandong przepłynął w odległości zaledwie 60 mil morskich (111 km) od Przylądka Eluanbi, najbardziej wysuniętego na południe krańca Tajwanu. Nigdy wcześniej chiński okręt tej klasy nie przepływał tak blisko Formozy. Jeszcze w kwietniu tego roku Shandong wraz z towarzyszącymi mu jednostkami płynął podobną trasą w drodze na ćwiczenia regionalne, ale w odległości 200 mil morskich od wyspy. Oficjalne komunikaty płynące z Pekinu w sprawie ćwiczeń grupy lotniskowcowej wskazywały, że miała to być odpowiedź na niedawny tranzyt przez Cieśninę Tajwańską pary okrętów, amerykańskiego i kanadyjskiego, w ramach operacji wolności nawigacji (FONOP).
Manewrom chińskiego lotniskowca towarzyszyły ćwiczenia innych okrętów ALW. Ministerstwo Obrony Tajwanu w oficjalnym komunikacie podało, że równolegle wokół wyspy miało ćwiczyć 20 jednostek ChRL. „To zdecydowanie największa liczba okrętów, jaką do tej pory widzieliśmy, trenujących z chińskim lotniskowcem w pobliżu Tajwanu” – powiedział Su Tzu-yun, analityk w tajwańskim Instytucie Badań nad Obroną Narodową i Bezpieczeństwem.
Ponad dwa miesiące wcześniej, 24 czerwca, osiem chińskich myśliwców przeleciało nad Cieśniną Tajwańską. Siły powietrzne Tajwanu wysłały w odpowiedzi swoje samoloty, tak jak robią to niemal codziennie. Tym razem jednak samoloty Armii Ludowo-Wyzwoleńczej przeleciały bliżej niż kiedykolwiek wcześniej – aż do tak zwanej strefy przyległej Tajwanu, obszaru buforowego położonego zaledwie 12 mil morskich poza jego suwerenną przestrzenią powietrzną – po czym zawróciły.
Powyższe działania militarne ChRL wokół Formozy dobrze ilustrują strategię władz w Pekinie, które „metodą salami”, starają się przekraczać kolejne „czerwone linie” w relacjach z Tajpej i pokazywać zdolności do prowadzenia wielodomenowych operacji połączonych. W dodatku ta strategia ma także na celu wyczerpywanie tajwańskich zdolności do symetrycznej odpowiedzi na chińskie prowokacje. Tajpej realizuje bowiem strategię symetrycznych odpowiedzi, przede wszystkim na prowokacyjne manewry ze strony lotnictwa ChRL. Za każdym razem, kiedy chińskie samoloty wojskowe zbliżają się na niebezpieczną odległość do tajwańskiej przestrzeni powietrznej, przekraczając „linię środkową”, Tajpej podrywa własne odrzutowce. Częstotliwość tego typu działań sprawia, że ich koszty po stronie tajwańskiej znacząco rosną. Generał Tsao Chin-pin, szef sztabu tajwańskich sił powietrznych, podczas jednego z wystąpień publicznych w sierpniu tego roku stwierdził, że siły powietrzne Formozy miały około 126 milionów dolarów zaległych płatności w ubiegłym miesiącu za paliwo, które zostaną uregulowane dopiero w 2025 roku.
Chińskie siły zbrojne prowadzą coś, co eksperci ds. obrony nazywają kampanią w szarej strefie. Krok po kroku zwiększają swoją obecność bliżej Tajwanu, pozostając jednocześnie poniżej progu tego, co można uznać za akt otwartej agresji.
Od września 2020 roku, kiedy Tajwan po raz pierwszy zaczął publikować dane dotyczące chińskiej aktywności wojskowej w swojej strefie identyfikacji obrony powietrznej (Air Defence Identification Zone, ADIZ), średnia liczba miesięcznych wtargnięć lotnictwa ALW do tajwańskiej ADIZ wzrosła z 69 do 139 w lipcu tego roku. Według statystyk ministerstwa obrony, od 1 stycznia do strefy ADIZ wleciało o 60 procent więcej chińskich samolotów wojskowych niż w tym samym okresie w poprzednim roku.
Jednak aktywność wojskowa ChRL rośnie nie tylko wokół Formozy, ale w całym regionie Indo-Pacyfiku. Chiny nie zaprzestają rozbudowy infrastruktury militarnej na spornych archipelagach wysp na Morzu Południowochińskim. Zaognia to relacje między z ich sąsiadami, którzy, choć zależni od handlu i inwestycji z ChRL, zaczynają coraz mocniej obawiać się chińskich ambicji, zmierzających coraz bardziej otwarcie do regionalnej hegemonii. Budowa przez Pekin militarnej infrastruktury poza terytorium Chin nie ogranicza się jednak wyłącznie do tworzenia sztucznych wysp, czy zajmowania kolejnych archipelagów.
W Kambodży i na Sri-Lance mogą w niedługim czasie powstać strategicznie istotne bazy wojskowe ALW, kluczowe dla chińskich zdolności do projekcji siły militarnej w regionie. Warto bliżej przyjrzeć się obu przypadkom.
Latem tego roku światło dzienne ujrzały wykonane przez Maxar Technologies zdjęcia satelitarne ukazujące rozbudowę infrastruktury w bazie morskiej Ream, położonej w pobliżu Sihanoukville nad Zatoką Tajlandzką. Jej strategiczne położenie umożliwia projekcję siły w kierunku Cieśniny Malakka, kluczowego wąskiego gardła, przez które przepływa większość importowanej do ChRL ropy i gazu z Zatoki Perskiej.
Rządzący Kambodża Hun Sen, będący u władzy od 1998 r. zaczął w ostatnich latach zdecydowanie zacieśniać relacje z Pekinem, równocześnie dystansując się wobec Waszyngtonu. W efekcie do Kambodży napłynęły chińskie inwestycje, ale także, jak w wielu innych przypadkach, „za kupcami podążyli żołnierze”.
Konstytucja Kambodży zabrania tworzenia na terytorium kraju zagranicznych baz wojskowych. Jednak w ciągu ostatnich dwóch lat oświadczenia kambodżańskich i chińskich urzędników wskazywały na to, że relacje na linii Pekin – Phnom-Penh dalece wykraczają poza pomoc skierowaną do niewielkiej marynarki wojennej Kambodży.
W październiku 2020 r. admirał Vann Bunlieng z Królewskiej Marynarki Wojennej Kambodży potwierdził, że Chiny stoją za rozbudową wojskowej bazy morskiej w Ream. W czerwcu 2021 r. minister obrony Kambodży Tea Banh ujawnił, że Pekin pomaga w rozwoju bazy „bez żadnych zobowiązań”. Rok później chiński urzędnik, obecny na ceremonii wmurowania kamienia węgielnego w Ream, w wywiadzie udzielonym „The Washington Post” stwierdził, że ALW będzie korzystać z „części bazy”, co ambasada Kambodży w Waszyngtonie pośpiesznie zdementowała w obawie przed reakcją USA. Ostatnie doniesienia „The Washington Post” z sierpnia tego roku wskazują, że personel Marynarki Wojennej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej może już przebywać w Ream pod przykrywką sił zbrojnych Kambodży, aby uniknąć przyciągania uwagi.
Na szczególną uwagę zasługuje budowa nowego molo. Jest ono bowiem niezwykle podobne do tego, jakie obecne jest w innej bazie morskiej ChRL, w Dżibuti we wschodniej Afryce. Umożliwia ono przyjmowanie i obsługę chińskich okrętów wojennych.
Do wspomnianej chińskiej bazy wojskowej w Rogu Afryki (nota bene, pierwszej tego typu instalacji zamorskiej ChRL), która została uruchomiona w 2017 roku, może w niedługim czasie dołączyć kolejna, tym razem w zachodniej części tego kontynentu, prawdopodobnie w Zatoce Gwinejskiej.
Z kolei portal Bloomberg poinformował, że kolejna placówka wojskowa ALW może powstać na Sri Lance w oparciu o port w Hambantota, który kilka lat temu został przez władze tego kraju wydzierżawiony na prawie sto lat chińskim firmom z branży logistycznej, w wyniku braku możliwości spłaty zadłużenia wobec instytucji rozwojowych i państwowych banków ChRL.
Kolejne budowane przez Pekin bazy wojskowe, głównie w obszarze Indo-Pacyfiku, są elementem strategii tworzenia „umocnionych punktów”. Taką tezę stawia Craig Singleton, analityk amerykańskiego ośrodka The Foundation for Defense of Democracies i były urzędnik w Pentagonie.
Jak wskazuje w swoim niedawnym tekście na łamach „The New York Times”: „Rozwijająca się zagraniczna obecność wojskowa Pekinu koncentruje się na ustanowieniu ‘strategicznych punktów umocnionych'” wzdłuż głównych chińskich szlaków handlowych, energetycznych i surowcowych, zwłaszcza tych, które biegną do ChRL przez Cieśninę Malakka z Oceanu Indyjskiego i Zatoki Adeńskiej. Chiny wyraźnie uznały, że punkty te mają na celu zapewnienie wsparcia ich możliwych operacji wojskowych oraz wywieranie wpływu politycznego i wojskowego za granicą. Trudno nie dostrzec, że w tym względzie Pekin bierze przykład wprost ze Stanów Zjednoczonych i wcześniej Wielkiej Brytanii, które swoje globalne interesy zabezpieczały między innymi poprzez ustanowienie sieci wojskowych instalacji i baz w często odległych, ale strategicznie położonych częściach świata.
Singleton, powołując się na amerykański Departament Stanu i Pentagon, uważa, że w najbliższych latach może dojść także do rozbudowy chińskiej obecności wojskowej w Zatoce Perskiej. Amerykański ekspert jest zdania, że jest to szczególnie prawdopodobne w przypadku portu Khalifa w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, gdzie firmy żeglugowe i logistyczne z Chin rozbudowują obecnie terminale kontenerowe, ale w ich sąsiedztwie, niecałe 50 mil od amerykańskich instalacji wojskowych w tym kraju, może powstawać tajna chińska placówka ALW. Może mieć ona podobny charakter do tej, którą Pekin posiada od wielu lat na Kubie. Jej celem jest prowadzenie nasłuchu i wywiadu elektronicznego, i zbieranie informacji wywiadowczych. Singleton jest także zdania, że właściwie kwestią czasu jest ustanowienie stałej obecności marynarki wojennej ALW w pakistańskim porcie Gwadar, od lat zarządzanym przez chińskie podmioty z branży logistycznej.
Amerykański analityk uważa, że ta sieć „umocnionych punktów” mogłyby dać Chinom możliwość odwrócenia uwagi i umożliwić działania zmierzające do nadmiernego rozciągnięcia sił amerykańskich i sojuszniczych na różnych teatrach operacyjnych, przy jednoczesnym wykorzystaniu bliższych więzi wojskowych i gospodarczych Pekinu z innymi krajami, aby wywrzeć na nie presję w celu ograniczenia dostępu USA do baz. Gdyby Chiny wykorzystały te zamorskie bazy podczas potencjalnego konfliktu o Tajwan, mogłoby to stworzyć dylemat dla amerykańskich decydentów, zmuszając ich do ustalenia priorytetów pomiędzy obroną wyspy a reagowaniem na chińskie działania dywersyjne w innych miejscach.
Nie ulega wątpliwości, że rząd Stanów Zjednoczonych stoi przed poważnym wyzwaniem związanym z rozwijającą się zamorską ekspansją Chin. By ograniczyć ich wpływy, Waszyngton musi wyjść poza działania obejmujące wyłącznie budowanie relacji na gruncie bezpieczeństwa i obronności. Kluczem do sukcesu w tej kwestii wydaje się radykalna zmiana podejścia Ameryki do realizowania przedsięwzięć w zakresie pomocy rozwojowej i finansowania infrastruktury. Jak na razie ogłoszone już przez USA i jego sojuszników inicjatywy, takie jak Globalne Partnerstwo na Rzecz Inwestycji i Infrastruktury sformułowane przez G-7, czy też projekt korytarza gospodarczego Indie – Zatoka Perska – UE, czekają na wypełnienie realną treścią. Stawką w tej rozgrywce jest utrzymanie przez USA własnych przyczółków, w tym wojskowych, w państwach globalnego Południa.
Marek Stefan