Chiny od lat próbują związać Tajwan ekonomicznie, licząc na to, że w przyszłości ułatwi to jego polityczne podporządkowanie. Jednak Tajpej konsekwentnie dąży do zmniejszenia swojej zależności od Pekinu na płaszczyźnie handlu i inwestycji (tzw. de-riskingu). Choć na horyzoncie widać przeszkody, a skala powiązań wciąż jest znaczna, wyspa poczyniła godne podziwu postępy, co znajduje odzwierciedlenie w twardych danych.

Jednym z narzędzi Pekinu w staraniach o przyłączenie Tajwanu do Chin kontynentalnych są powiązania gospodarcze. Intuicja podpowiada, że z biegiem czasu Państwo Środka może na tyle uzależnić od siebie Tajpej, żeby wymuszać twarde koncesje, a ostatecznie doprowadzić do wchłonięcia kraju przez ChRL. Tendencja ostatnich lat wskazuje jednak, że taka strategia będzie trudniejsza w realizacji, niż wygląda to na pierwszy rzut oka. Tajwan bowiem jest przykładem państwa, które konsekwentnie zmniejsza stopień zależności od gospodarki Chin. Mimo swojego niewielkiego rozmiaru i bliskiego położenia robi to póki co zaskakująco skutecznie.

Choć powszechna moda na de-risking rozpoczęła się w wyniku pandemii Covid, dla Tajwanu przełomowy był rok 2019. Wtedy to, po wyborach wygranych przez przychylny wobec ChRL Kuomintang, Xi Jinping wygłosił wyjątkowo asertywne przemówienie o perspektywie zjednoczenia narodu chińskiego. Zaznaczył, że nie wyklucza użycia siły do osiągnięcia tego celu. Równolegle Chiny zaczęły stosować presję militarną poprzez wtargnięcia w tajwańską przestrzeń powietrzną. W tym samym roku zdemontowano model „jeden kraj – dwa systemy” w Hongkongu, dodatkowo podsycając obawy co do intencji Pekinu. Reakcja biznesu oraz władz była natychmiastowa i trwała; przyjrzyjmy się więc, jak Tajwan zaczął dywersyfikować swoje kontakty gospodarcze.

Skuteczna relokacja kapitału

Wysiłki nakierowane na de-risking widać najwyraźniej w obszarze bezpośrednich inwestycji zagranicznych (BIZ) płynących z Tajwanu do Chin (przepływy w drugą stronę zawsze były minimalne). ChRL była tradycyjnie najważniejszą lokalizacją dla tajwańskiego kapitału, w latach 2013–2018 przyciągając ok. 8–11 mld USD inwestycji rocznie. W przełomowym 2019 ich wartość spadła o ponad połowę – co nie było tylko chwilowym tąpnięciem – i obecnie sięga zaledwie 3–4 mld USD. Tej tendencji nie można wyjaśnić przez generalne pogorszenie się klimatu biznesowego w Chinach, bo przez pierwsze trzy lata od zwrotu w 2019 roku Pekin notował rosnący napływ inwestycji z zewnątrz; spadek dotyczył konkretnie Tajwanu.

Jednym z działań podjętych przez rząd w Tajpej jest inicjatywa „New Southbound Policy”. Służy ona promowaniu współpracy z państwami Indo-Pacyfiku poprzez m.in. ustanowienie biur przedstawicielskich dla biznesu w Indiach, Indonezji, Birmie i Tajlandii; do tego wspiera wymianę studencką i ułatwia podróże między niektórymi krajami partnerskimi (zaangażowano w to ASEAN, ale – co ciekawe – także Rosję). Skupienie się na małych i średnich państwach regionu przyniosło rezultaty: przez ostatnich 10 lat tajwańskie inwestycje w Azji Południowej i Południowo-Wschodniej urosły o 130 proc. Na relokacji produkcji skorzystały zwłaszcza Indie oraz Wietnam, kraje o sporych zasobach taniej siły roboczej, a w 2022 roku grupa ASEAN po raz pierwszy prześcignęła Chiny jako najważniejszy partner inwestycyjny Tajwanu.

Tajwańczycy nie tylko przenoszą część produkcji i ograniczają nowe inwestycje w Chinach. Równolegle aktywnie szukają nowych rynków, co z czasem pozwala na jeszcze głębszą dywersyfikację. W latach 2010–2021 całkowite BIZ wychodzące z Tajwanu wynosiły na ogół ok. 11–14 mld USD rocznie. Jednak w roku 2022 przekroczono poziom 15 mld, a w 2023 – kiedy do Chin wysłano zaledwie 3 mld – osiągnięto rekordowe 24 mld w inwestycjach lokowanych za granicą. Chiny odpowiadały za 42% tajwańskich inwestycji w latach 2012–2015; w latach 2016–2019 było to 23%; natomiast w latach 2019–2023 zaledwie 5%. Wewnętrzne łańcuchy dostaw tajwańskich przedsiębiorstw zostały zatem efektywnie uniezależnione od produkcji na kontynencie.

Trudna przeprawa handlowa

Większe wyzwania widać w obszarze handlu, najsilniejszej karcie, jaką w swoim arsenale ma Pekin. Choć w ciągu ostatnich lat odnotowano pewien postęp, zależność pozostaje ogromna. W 2023 roku udział Chin (włącznie z Hongkongiem) w tajwańskim eksporcie spadł do najniższej wartości od 20 lat, czyli do ok. 30–35%, zatem skali powiązań porównywalnej do tej między Polską a Niemcami. To pokazuje, z jak trudnego położenia startowało Tajpej i ile pracy ma jeszcze przed sobą.

Co więcej, gospodarka Tajwanu opiera się na branży półprzewodników, a Chiny wciąż są ich największym nabywcą; w ostatnich latach kierowano tam prawie połowę sprzedaży mikroprocesorów. Nadzieję można opierać na przewidywanym wzroście globalnego popytu, a zatem zwiększeniu potencjału sprzedaży w innych kierunkach (w czym na dłuższą metę mogą pomóc amerykańskie obostrzenia, choć zarazem uderzają w bieżące zyski producentów). Tajwan powinien także rozważać strategię dywersyfikacji gospodarki, by docelowo zmniejszyć oparcie na jednej (w dodatku wrażliwej) branży.

Niepokojący jest również stabilny na przestrzeni lat, około 20-procentowy udział Chin w tajwańskim imporcie. Dobrą wiadomością jest to, że w statystykach zawiera się handel generowany przez tajwańskie oddziały w Chinach, więc tę zależność zapewne uda się częściowo zmniejszyć w wyniku relokacji produkcji.

Pokonać grawitację

W tle wachlarza polityki, jaką rząd i biznes Tajwanu mogą podejmować, pozostaje duża i trwała przeszkoda. Jest to po prostu rozmiar, rozwój i geograficzna bliskość Chin kontynentalnych. Jedną z najlepiej sprawdzonych empirycznie koncepcji handlu międzynarodowego jest „teoria grawitacji”. Zakłada ona, że wielkość wymiany handlowej między dwoma krajami (tak jak przyciąganie grawitacyjne w fizyce) zależy od ich masy (wielkości gospodarki) oraz odległości geograficznej. Rzecz jasna nie są to jedyne, ale konsekwentnie potwierdzane w badaniach zmienne, determinujące wolumen wymiany. I tutaj rzeczywistość narzuca bolesne ograniczenia na tajwańskie plany: duże i bliskie Chiny pozostaną kuszącym partnerem handlowym, od którego można się ubezpieczać, ale z którego trudno będzie zrezygnować. Szczególnie, że demografia Tajwanu wskazuje na kurczenie się jego rynku wewnętrznego, więc także możliwości opierania się na współpracy z zagranicą. Natomiast alternatywni partnerzy są wyraźnie mniejsi od Chin (jak Japonia czy Filipiny) lub oddaleni od Tajwanu fizycznie (jak USA czy Indie).

Nie wiadomo zatem, jak daleko sięgają możliwości de-riskingu handlowego i czy wystarczą one, by uodpornić się na naciski. Póki co Tajwan i tak odniósł dwa wymierne i zapewne trwałe sukcesy. Po pierwsze, dokonał faktycznego de-riskingu w zakresie inwestycji – i kto wie czy nie dał pod tym względem przykładu innym graczom. Po drugie, co widać było na przykładzie wyborów ze stycznia 2024, nie można już robić udanych kampanii wyborczych na Tajwanie w oparciu o obietnicę rozwijania stosunków ekonomicznych z kontynentem, a to utrudnia Pekinowi uzyskiwanie koncesji niskim kosztem.

Maksymilian Skrzypczak