Donald Trump powiedział, że Wołodymyr Zełenski powinien był osiągnąć porozumienie z i „nigdy tego nie rozpoczynać”, mając na myśli wojnę z Rosją. Zasugerował tym samym, że to Zełenski ponosi winę za jej wybuch. Słowa te padły zaraz po pierwszej rundzie wstępnych rozmów w sprawie pokoju pomiędzy delegacjami amerykańską i rosyjską. Ale padły także niedługo po tym, jak Ukraina odrzuciła propozycję Stanów Zjednoczonych w sprawie eksploatacji zasobów na jej terytorium.
The Telegraph ujawnił szczegóły tej umowy i ocenił, że jej zapisy przyczyniłyby się do „gospodarczej kolonizacji Ukrainy przez Stany Zjednoczone”. USA miałyby otrzymywać 50 proc. przychodów z wydobycia surowców na Ukrainie. W przypadku przyszłych licencji, Waszyngton miałby prawo pierwokupu eksportowanych zasobów. Umowa miała dotyczyć gazu, ropy oraz cennych minerałów, których wartość jest szacowana na 11,5 bln dolarów. Chodzi m.in. o lit, kobalt, grafit, tytan i metale ziem rzadkich. Wszelkie spory prawne dotyczące zapisów umowy miałyby być rozstrzygane przez sądy w Nowym Jorku.
Donald Trump ocenił, że Kijów jest winny Waszyngtonowi 500 mld dolarów za pomoc od momentu wybuchu wojny. Stwierdził jednak także, że Stany Zjednoczone wydały na Ukrainę 300 mld dolarów. Umowa miałaby być rekompensatą za to wsparcie. Tymczasem łączna wartość pakietów zatwierdzonych przez kongres to 175 mld dolarów, z czego 70 mld trafiło do amerykańskich firm zbrojeniowych. Trudno się zatem dziwić, że Zełenski odrzucił tę propozycję. Jako powód podał fakt, że nie została ona powiązana z przyszłymi gwarancjami amerykańskimi dla Ukrainy.
Następnie podczas Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, prezydent Ukrainy mówił o konieczności stworzenia europejskiej armii w obliczu niepewnej postawy Stanów Zjednoczonych. Marek Budzisz w rozmowie ze mną w programie Perspektywy Wschodnie zinterpretował to jako próbę uderzenia w USA i wywarcia na nie nacisku, by złagodziły warunki umowy. Rozwijając tę logikę, można przypuszczać, że słowa Trumpa pod adresem Zełenskiego są odpowiedzią, mającą osłabić pozycję głowy ukraińskiego państwa.
Zełenski niedawno zanotował znaczący spadek zaufania. 77 proc. badanych przez Kijowski Międzynarodowy Instytut Socjologii ufało mu w 2023 roku, podczas gdy w 2024 tylko 52 proc. Niemal podwoił się także odsetek Ukraińców, którzy chcą szybkiego zakończenia wojny, nawet za cenę utraty terytorium. Według Instytutu Gallupa, w 2023 roku chciało tego 27 proc. badanych, a rok później już 52 proc. Spora część badanych po wyborach w USA Ukraińców – 45 proc., była przekonana, że Trump przyspieszy osiągnięcie pokoju. Amerykański prezydent może więc próbować przedstawić Zełenskiego jako przeszkodę w tym celu.
Prezydentowi Ukrainy nie służy także fakt, że on sam w październiku zaproponował udostępnienie Stanom Zjednoczonym surowców naturalnych w ramach tzw. planu zwycięstwa. Ponadto jego kadencja już się skończyła i sprawuje on urząd jedynie ze względu na stan wojny. Kreml kilkukrotnie komunikował, że nie uznaje go za prawowitego prezydenta i nie podejmie z nim rozmów. Wszystko to sprawia, że rośnie presja na ustąpienie Zełenskiego. Stwarza to szansę na zastąpienie go kimś mniej doświadczonym, słabiej rozpoznawalnym i przez to bardziej skłonnym do ustępstw.
Co istotne, po pierwszej rundzie rozmów USA-Rosja Tammy Bruce, rzeczniczka Departamentu Stanu powiedziała, że obie strony zgodziły się zbudować podstawy przyszłej współpracy w celu wykorzystania „historycznych szans” gospodarczych i inwestycyjnych, które stwarza pokój na Ukrainie. Biorąc pod uwagę, że zasoby, w tym tytanu czy metali ziem rzadkich, leżą także w pobliżu linii frontu, ich wydobycie może wymagać jakiejś formy porozumienia z Moskwą. Usunięcie Zełenskiego służyłoby zatem obu stronom.
Zresztą zmiana władzy na Ukrainie od początku była celem Rosji. Ukraina przekazała Financial Times dane wywiadowcze z których wynika, że w przypadku powodzenia inwazji w 2022 roku władzę miał objąć Wiktor Medwedczuk, bliski Putinowi ukraiński polityk. Tammy Bruce po rozmowach USA-Rosja w Rijadzie powiedziała także, że obie strony są otwarte w przyszłości współpracować w celu zabezpieczenia wspólnych interesów geopolitycznych. Być może pierwszym z nich będzie odsunięcie obecnego prezydenta Ukrainy.
Eugeniusz Romer