Donald Trump wraca do Białego Domu. Sojusznicy Ameryki niepewnie spoglądają w przyszłość, mając w pamięci pierwszą kadencję republikańskiego prezydenta. Co to wszystko może oznaczać dla globalnego systemu gospodarczego?  

W centrum polityki zagranicznej nowej administracji znajdą się niewątpliwie kwestie ekonomiczne i handlowe. 47 prezydent Stanów Zjednoczonych z dużym prawdopodobieństwem będzie kontynuował gospodarczy protekcjonizm, nakładając cła na importowane towary. To z kolei otworzy kolejny etap w wojnie handlowej z Unią Europejską, która nie została zakończona przez administrację Bidena, a jedynie zawieszona. Zresztą Demokraci, rozpoczynając ambitny program polityki wspierania własnego przemysłu i nie rezygnując z ceł nałożonych na szereg sprowadzanych do Ameryki dóbr w czasie pierwszej prezydentury Trumpa, realizowali gospodarczy interwencjonizm, uderzając w zasady Światowej Organizacji Handlu. 

Pierwsza powyborcza konkluzja brzmi zatem: Ameryka trwale zerwała z polityką wolnego handlu, niszcząc filar systemu międzynarodowego, który sama stworzyła po 1945 roku, a następnie wzmocniła po 1991. 

Będzie to miało poważne konsekwencje dla relacji Stanów Zjednoczonych z  ich sojusznikami i partnerami. Dotyczy to szczególnie Unii Europejskiej. W zeszłym roku USA były największym partnerem handlowym dla Wspólnoty, a wartość wymiany towarowej wyniosła ponad 848 mln euro. Jeśli nowa administracja Trumpa zdecyduje się na wznowienie konfliktu handlowego z UE, blok znajdzie się w geoekonomicznych kleszczach między Waszyngtonem i Pekinem. Wspólnota jest bowiem w sporze handlowym z Chinami w kwestii stawek celnych na importowane samochody elektryczne. ChRL jak dotąd zareagowała powściągliwie na wprowadzone pod koniec października przez Komisję Europejską taryfy, wynoszące w zależności od chińskiej firmy od 8 do 35 proc (doliczane do standardowej stawki celnej w wysokości 10 proc.). Negocjacje handlowe między Brukselą i Pekinem nadal się toczą, a Chiny niewątpliwie będą chciały wykorzystać moment pogorszenia się relacji transatlantyckich, w związku powrotem Trumpa do Białego Domu, na rzecz poprawy relacji z UE. 

Według doniesień Politico w centrum planów gospodarczych Trumpa znajduje się były przedstawiciel USA ds. handlu w jego pierwszej administracji Robert Lighthizer, który ostatnio rozmawiał z samym Trumpem o planowaniu polityki gospodarczej na najbliższe lata. 

Można z dużą dozą pewności stwierdzić, że Lighthizer będzie głównym pretendentem do któregoś z najwyższych stanowisk w polityce gospodarczej. Jest to potencjalna wskazówka, że druga administracja Trumpa skupiłaby się intensywnie na podnoszeniu ceł od samego początku kadencji. – Jest jeden obszar polityki, który będzie definiował drugą administrację Trumpa, a mianowicie taryfy celne – powiedziała jedna z osób posiadających bezpośrednią wiedzę na temat planowania polityki kandydata Republikanów. – Pracuje nad tym bardzo mała grupa ludzi i jest to najważniejsza część planowania polityki dla drugiej administracji.

Innym nie mniej istotnym elementem geoekonomicznej strategii Trumpa wobec świata, będzie prawdopodobnie wzmocnienie instrumentarium sankcji gospodarczych wobec przeciwników Stanów Zjednoczonych. Chiny mogą spodziewać się dalszego odcinania od kolejnych amerykańskich technologii, Iran stanie przed groźbą powrotu amerykańskiej polityki “maksymalnej presji”, którą stosowała pierwsza administracja Trumpa. Rosja również może otrzymać poważny cios na polu gospodarczym i handlowym. 

W niedawnym wywiadzie dla Fox News Robert O’Brien,były główny doradca Donalda Trumpa w Białym Domu w kwestiach bezpieczeństwa narodowego w latach 2019–2021, odpowiadając na pytania dziennikarzy o możliwą politykę Trumpa wobec wojny na Ukrainie powiedział: 

“Wyjście z wojny prowadzi przez stół negocjacyjny, a surowsze sankcje są potrzebne, aby sparaliżować gospodarkę Rosji i doprowadzić ją do stołu. Dotychczas sankcje były stosunkowo niewielkie. Nie nałożyli (administracja Bidena – przyp. M.S.) sankcji na Bank Centralny Federacji Rosyjskiej. Nie wyrzucili Rosji całkowicie z systemu SWIFT. Myślę, że powinniśmy rzadziej stosować sankcje. Ale kiedy już je stosujemy, należy stosować je kompleksowo”. 

Wypowiedź ta wskazuje na możliwe działania kolejnej administracji Trumpa wobec Rosji na polu gospodarczym i finansowym. Ponadto, jak wynika z wypowiedzi innego byłego i prawdopodobnie przyszłego wysoko postawionego członka administracji Trumpa Mike’a Pompeo, Stany Zjednoczone mogłyby zdecydować się na znaczne zwiększenie produkcji ropy naftowej i gazu w celu zwiększenia ich podaży na światowym rynku węglowodorów, co niewątpliwie uderzyłoby w dochody budżetowe Federacji Rosyjskiej, opierające się w znacznym stopniu na zyskach ze sprzedaży surowców energetycznych.  

Trump może również zrealizować swoje groźby wyrażane kilkakrotnie w czasie kampanii wyborczej o “karaniu” państw, które będą rezygnowały z wykorzystywania dolara w rozliczeniach międzynarodowych. Jeśli faktycznie taką politykę wdroży, należy się spodziewać, że efekt może być przeciwny od zamierzonego, a szereg państw, szczególnie tych zaliczanych do Globalnego Południa oraz przede wszystkim przeciwnicy Ameryki na czele z Chinami, Rosją i Iranem, zdwoi wysiłki na rzecz budowy alternatywnego systemu finansowego. Pytanie, czy te wysiłki się powiodą, pozostaje oczywiście otwarte. 

Sankcje finansowe, restrykcje eksportowe, cła i bariery handlowe, protekcjonizm i interwencjonizm gospodarczy, to z pewnością pojęcia, którymi ekonomiści i politolodzy będą opisywali zmiany zachodzące w światowej gospodarce. Prezydentura Trumpa jedynie przyspieszy trwający już proces ewolucji światowego porządku gospodarczego, który zdaniem rosnącej części amerykańskich elit politycznych przestał obsługiwać interesy narodowe Stanów Zjednoczonych, a zaczął służyć głównie celom geoekonomicznym Chin,  niewątpliwie największego beneficjenta ostatniej fali globalizacji. 

Sygnały ze strony państw Wspólnoty, że taki scenariusz jest możliwy, płyną od różnych państw bloku. 

Gintautas Paluckas, kandydat socjaldemokratów na premiera po zakończonych niedawno na Litwie wyborach parlamentarnych, już zapowiedział możliwe nowe otwarcie w relacji z Chinami. Jak powiedział: „Normalizacja stosunków (z ChRL – przyp. M.S.) jest pewnym dążeniem, ponieważ Unia Europejska … stara się utrzymać stosunki dyplomatyczne”. Poprzedni litewski rząd popełnił „poważny błąd dyplomatyczny”, zezwalając Tajwanowi na założenie przedstawicielstwa w Wilnie, powiedział Paluckas – ale nie ujawnił, czy zastosuje się do prośby Pekinu o zmianę jego nazwy.Dodal, że ponowne nawiązanie stosunków z Chinami odbędzie się „bez płaszczenia się, bez upadania na duchu, i błagania o cokolwiek”. 

Do kibiców resetu w stosunkach między UE i Chinami spośród państw Europy Środkowo-Wschodniej, należą także Węgry i Słowacja. Zachodnia część bloku na czele z Niemcami, Hiszpanią, czy Francją również zdaje się otwarta na kontynuowanie, a nawet pogłębienie gospodarczych zależności od Państwa Środka, nawet mimo trwających sporów handlowych. 

Marek Stefan