Wzrost znaczenia prywatnych firm wojskowych w niewielkich konfliktach
Coraz częściej pojawiają się doniesienia o aktywności prywatnych rosyjskich najemników z tak zwanej grupy Wagnera w Mali, Burkina Faso, Republice Środkowoafrykańskiej, Sudanie, Madagaskarze, Mozambiku, Libii i Syrii. Firmy PMC (private military contractors) rozwijają swoją działalność, zwłaszcza w obszarach, gdzie państwo jest słabe, a użycie najemników jest metodą efektywną kosztowo.
PMC coraz bardziej profesjonalizują się, wielu z nich zatrudnia wysoce wyszkolonych byłych wojskowych, mają dostęp do coraz lepszego sprzętu, tak więc w coraz mniejszym stopniu są ubogą wersją armii zawodowej. Używanie ich jednak niesie ze sobą też problemy, zwłaszcza te związane z odpowiedzialnością i niezawodnością.
O najemnikach dużo mówiło się i pisało w czasach wojen postkolonialnych w Angoli, Kongo czy Nigerii. Jednak w XXI wieku powrócili do sfery zainteresowania mediów za sprawą obecności amerykańskiej firmy Blackwater w Iraku i masakry na placu Nisour w Bagdadzie, gdzie otworzyli ogień do cywilów i irackich policjantów. To wywołało nierozwiązane do dziś dyskusje o ich odpowiedzialności, a zarzut masowego strzelania (indiscriminate fire) zarówno do cywili jak i uzbrojonego przeciwnika pojawia się coraz częściej. Przykładem są ostatnie doniesienia z Mali o aktywności wagnerowców wspierających malijską armię, którzy zamordowali poza dżihadystvmi ludność cywilną, czy też informacje o otwieraniu ognia z helikopterów i rzucaniu granatów w tłum przez najemników z Dyck Advisory Group (DAG) w Cabo Delgado w Mozambiku.
Firmy PMC podzieliły się obecnie na dwa typy, te związane z rządem państwa, z którego się wywodzą, oraz prywatne firmy działające wyłącznie dla zysku. Pierwszym typowym przykładem jest grupa Wagnera, mająca należeć do kremlowskiego oligarchy Jewgienija Prigożyna. Drugim jest właśnie południowoafrykańska DAG.
Z działaniem poszczególnych rodzajów PMC wiążą się też problemy. Dla tych działających wyłącznie dla zysku konflikt i chaos są źródłem dochodu, więc w ich interesie nie jest ustanie tych konfliktów – może to być tymczasowe pokonanie przeciwnika, może to być zamrożenie walk, ale raczej chcieliby być potrzebni niż niepotrzebni. Z kolei ugrupowania związane z obcymi rządami mogą nawet prowadzić do umocnienia danej władzy, do stabilizacji, ale zarazem będą ramieniem realizacji wpływów. Dlatego wagnerowców trudno było usunąć z Sudanu i czekali (a może też wspierali przemiany i przewroty), żeby u steru pojawił się rząd skłonny przyznać Rosji teren pod bazę morską nad Morzem Czerwonym. Z drugiej strony mogą też pod dyktando swojego macierzystego państwa wycofać się z boju. Tak było z kolei w Libii w 2020 roku – gdy generał Chalifa Haftar nie zgodził się na turecko-rosyjskie mediacje w sprawie rozejmu, jego prawie zwycięska ofensywa na Trypolis załamała się między innymi z powodu wycofania wagnerowców i rozmieszczenia ich na wschodzie do kontroli złóż ropy.
Problemy rządów używających najemników wojskowych to jedna strona medalu, którą same powinny rozważyć. Inną sprawą jest jednak destabilizacja w regionie wprowadzana przez te ugrupowania. Brak odpowiedzialności i odpowiednich regulacji, zabijanie cywilów – to prowadzi w dłuższej perspektywie do wzrostu napięć i uniemożliwia długofalowe osiągnięcie porozumień. W efekcie skutkuje to wzrostem kosztów zapewnienia bezpieczeństwa w regionie, zarówno finansowych jak i ludzkich. Po takich działaniach będą z reguły potrzebne inne interwencje, czy też wzmocnienie programów pomocowych.
Dlatego też, jak twierdzą eksperci z Counter Extremism Project, w interesie rządów jest stworzenie międzynarodowych ram regulujących używanie PMC, a także zdolności siłowych do wprowadzenia tychże regulacji.
Jan Wójcik