Zamach w Stambule a polityczne cele Ankary
Specjalista od AI, profesor Uniwersytetu w Amsterdamie İlker Birbil tak skomentował spekulacje wokół zamachu w Turcji: „To nie jest normalne, że wielu ludzi myśli o wyborach, kiedy wybuchła bomba”. Nawiązywał do niedzielnego zamachu w Stambule, na popularnej zakupowej ulicy Istiklal, w którym zginęło 6 osób a 81 zostało rannych. Zacytowany przez eksperta ds. Turcji Karola Wasilewskiego profesor może mieć rację, pod warunkiem założenia, że rzeczywiście warunki uprawiania polityki są „normalne”. Historia zdaje się jednak temu przeczyć.
Oto przykłady. Zamach w Madrycie w 2004 i odbywające się wybory, wygrane dzięki niemu przez lewicę, która obiecała wycofanie się Hiszpania z Iraku. Nieumiejętna odpowiedź na wojny gangów imigranckich w Szwecji i zwycięski pochód centroprawicy ze wsparciem Szwedzkich Demokratów. Ale też w samej Turcji nieudany pucz w 2016 roku, który prowadził do przeorania całego systemu politycznego państwa. Czy też zamachy na stadion w Stambule tego samego roku, które służyły za uzasadnienie operacji Tarcza Eufratu w północnej Syrii i fali prześladowań posłów kurdyjskich z HDP, którym immunitety cofnięto w listopadzie 2016 roku.
Tak więc rozmowa o skutkach politycznych zamachu w Turcji, nawet jeżeli „nienormalna”, jest jak najbardziej zrozumiała, zwłaszcza gdy rząd zaczyna obudowywać zamach polityczną narracją.
Stambulska policja twierdzi, że do przeprowadzenia ataku przyznała się 23-letnia Ahlam Albashir. Kobieta miała przedostać się z północno-wschodniej Syrii i jak twierdzi, rozkaz przeprowadzenia ataku otrzymała z Kobane, gdzie siedzibę ma syryjska organizacja Powszechnych Jednostek Obrony YPG, która oskarżana jest przez Turcję o powiązania PKK, organizacją szeroko uznaną za terrorystyczną. Z kolei zbrojne skrzydło PKK odcięło się od ataku, twierdząc, że „powszechną wiedzą jest to, że nie atakujemy bezpośrednio osób cywilnych ani nie popieramy zamachów skierowanych przeciwko cywilom”.
Na bazie doniesień tureckiej policji i służb wewnętrznych powstaje dodatkowa narracja, która realizuje polityczne cele Ankary. Już samo oskarżenie syryjskich Kurdów mogłoby być przyczyną do przeprowadzenia kolejnego najazdu na tereny północno-wschodniej Syrii i kontynuacji tworzenia tam strefy buforowej. Z kolei rzecznik prezydencki Fahrettin Altun napisał w mediach społecznościowych, że niektóre kraje „muszą natychmiast zakończyć swoje bezpośrednie i pośrednie wsparcie, jeżeli chcą tureckiej przyjaźni”. Nie wyjaśnił co prawda, które państwa ma na myśli, ale nastąpiło też – jak informuje Aleksandra Maria Spancerska z PISM – odrzucenie kondolencji ambasady amerykańskiej przez ministra spraw wewnętrznych Süleymana Soylu. Poza Amerykanami o wspieranie syryjskich Kurdów oskarżana jest Szwecja, kraj kandydujący do NATO; i to praktycznie od Turcji zależy ratyfikacja jej akcesji.
Wśród podejrzanych o zamach miejsce zajęła też Grecja, która miałaby być miejscem schronienia terrorystki, gdyby udało się jej uciec, jak oznajmił Soylu. To powtórzenie słów prezydenta Erdogana z soboty 13 listopada; dzień przed zamachem na konferencji prasowej powiedział o terrorystach: „Kto chroni ich teraz? Głównie Grecja. Uciekają do Grecji, uciekają do Europy. Zawsze uciekali tam. Mieszkają w Niemczech, Francji, Holandii, Danii, Anglii i Ameryce”.
W sytuacji zbliżających się wyborów, gospodarczej porażki rządu i spadających sondaży nie jest zbyt daleko idącym założeniem, że rząd w Ankarze spróbuje wykorzystać atak do poprawy swojej sytuacji. Co prawda to są w obecnej chwili spekulacje, ale żądania wysuwane wobec Szwecji i Finlandii, dotyczące ekstradycji osób uważanych przez Turcję za terrorystów, będą miały teraz silniejszą podbudowę, co wzmocni pozycję Turcji wobec NATO, a skuteczna realizacja żądania zostanie przedstawiona jako sukces.
Rada Europy, która wszczyna postępowanie przeciwko Turcji za skazanie na dożywocie biznesmena i opozycjonisty Osmana Kavali, może być przedstawiona jako co najmniej niewrażliwa na problemy tureckiego bezpieczeństwa. Syryjscy Kurdowie ponownie mogą zostać wzięci na cel i wokół tego zagrożenia można skupiać poparcie obywateli. Bez snucia jakichkolwiek teorii spiskowych, które już zaczęły szerzyć się w tureckim internecie, mówienie o zamachu w kontekście wyborów jest w pełni uzasadnione, chociaż „nienormalne”.
Jan Wójcik