Wprowadzone przez administrację prezydenta Bidena w ostatnich dniach urzędowania nowe ograniczenia eksportu technologii półprzewodnikowych związanych z rozwojem sztucznej inteligencji są bezprecedensowym w swojej skali ruchem ze strony Waszyngtonu w toczącej się wojnie technologicznej z Chinami.
Niestety, Polska znalazła się w gronie państw, które zaliczone zostały przez amerykańskich decydentów do “drugiej kategorii” partnerów i sojuszników, którzy będą musieli liczyć się z ograniczeniami w pozyskiwaniu najnowocześniejszych technologii ze Stanów Zjednoczonych. Nie ma wątpliwości, że jeśli wprowadzone regulacje zostaną podtrzymane przez administrację Trumpa, odbije się to istotnie na szansach rozwojowych naszego państwa. U źródeł tej decyzji administracji Bidena mogą stać jednak niepokojące z naszej perspektywy założenia geopolityczne.
Zacznijmy od zarysowania kontekstu tego posunięcia odchodzącej amerykańskiej administracji. Wojna technologiczna z Chinami, rozpoczęta przez Stany Zjednoczone w czasie pierwszej kadencji Trumpa, była kontynuowana przez administrację Bidena. To właśnie ekipa demokratów w Białym Domu otworzyła na dobre nowy front w tej konfrontacji z Pekinem, wprowadzając coraz surowsze ograniczenia w eksporcie do Chin technologii związanych z przemysłem mikroczipów. Główną motywacją Amerykanów było spowolnienie chińskich wysiłków w wyścigu o dominację w obszarze rozwoju sztucznej inteligencji oraz zaawansowanych systemów uzbrojenia.
Pierwsza fala daleko idących restrykcji w dziedzinie technologii półprzewodnikowych została ogłoszoną jesienią 2022 roku i niemal rok później wzmocniona kolejnymi kontrolami eksportu i wprowadzeniem kolejnych chińskich firm i fabryk na “czarną listę” podmiotów, które miały zostać odcięte od amerykańskich technologii. Co istotne, ograniczenia te miały w coraz większym stopniu charakter eksterytorialny i objęły podmioty w globalnym i rozproszonym łańcuchu wartości przemysłu półprzewodników, między innymi z Holandii, Niemiec, Korei Południowej i Japonii. Waszyngton “prośbą i groźbą” wymuszał na sojusznikach dostosowanie się do coraz bardziej drakońskich regulacji dyfuzji technologii; wszystko w imię zduszenia rozwoju Państwa Środka. Doszło wręcz do tego, że potężne Biuro Przemysłu i Bezpieczeństwa Departamentu Handlu (Bureau of Industry and Security, BIS), odpowiedzialne za wdrażanie kontroli eksportu, może obecnie zakazać wysyłki do Chin produktu, który posiada choćby minimalną zawartość amerykańskiej technologii lub know-how.
Narzędzie prawne, które umożliwia Waszyngtonowi stosowanie powyższych rozwiązań, zawarte jest w zasadach Foreign Direct Product Rules, ustanowionych przez rząd Stanów Zjednoczonych. Regulują one eksport, reeksport i transfer technologii oraz towarów wyprodukowanych przy użyciu amerykańskiej technologii lub sprzętu. Zasady te mają kluczowe znaczenie w prawie eksportowym USA, zwłaszcza w kontekście kontroli technologii i ochrony amerykańskiego bezpieczeństwa narodowego.
To właśnie rosnące obawy o reeksport do Chin amerykańskich technologii mikroczipów, niezbędnych do “trenowania” sztucznej inteligencji, jak również korzystania z mocy obliczeniowych i centrów danych zlokalizowanych w państwach trzecich, na przykład na Bliskim Wschodzie, stały za ostatnią rundą sankcji technologicznych, które dotknęły także nasz kraj.
Nowe zasady kontroli eksportowych zawarte w Export Control Framework for Artificial Intelligence Diffusion dotyczą ograniczeń w wysyłce procesorów graficznych GPU. Ten specjalistyczny układ elektroniczny został zaprojektowany do szybkiego przetwarzania i renderowania grafiki. Początkowo GPU były stworzone z myślą o zastosowaniach graficznych, takich jak gry komputerowe, ale obecnie znajdują zastosowanie w wielu innych dziedzinach, w tym w obliczeniach naukowych, sztucznej inteligencji czy przetwarzaniu danych. GPU jest zoptymalizowany do wykonywania wielu operacji jednocześnie, co czyni go znakomitym narzędziem do obliczeń wymagających przetwarzania dużych ilości danych.
Obecnie w związku z trwającym na świecie wyścigiem o prymat w technologii sztucznej inteligencji, czego przejawem ma być opracowanie ogólnej sztucznej inteligencji (Artificial General Intelligence, AGI), dominuje opinia, że kluczowym do tego elementem jest zbudowanie ogromnych zdolności obliczeniowych. Niezbędne będą właśnie najnowocześniejsze procesory GPU, na przykład H100 dostarczane przez NVIDIA, amerykańskiego lidera produkcji tych urządzeń. Następnie te procesory łączone są ze sobą, by zwielokrotnić ich możliwości obliczeniowe. Powstałe w ten sposób klastry GPU to zbiory połączonych ze sobą procesorów graficznych, które współpracują w celu wykonywania złożonych obliczeń i przetwarzania ogromnych ilości danych. Z tego względu im więcej jednostek GPU uda się danemu podmiotowi pozyskać, tym większe będzie miał szanse na wzmocnienie swojej pozycji w wyścigu technologicznym. Już teraz mówi się o planach budowania w USA klastrów AI obejmujących nie 100 tysięcy czy setki tysięcy akceleratorów GPU, ale już nawet milion. Pokazuje to skalę i intensywność wyścigu technologicznego.
Tu dochodzimy do konsekwencji wprowadzonych przez administrację Bidena regulacji. Nowe rozporządzenie dzieli świat na trzy grupy. Pierwszą stanowi wąskie grono 18 państw, uznanych za najbliższych sojuszników, którzy zdaniem odchodzącej administracji spełniają warunki związane z posiadaniem odpowiednich regulacji i zabezpieczeń przed możliwym wyciekiem wrażliwych amerykańskich technologii do takich państw, jak Chiny czy Rosja,. To właśnie tych 18 państw, do których należy między innymi większość zachodnioeuropejskich sojuszników USA, nie będą objęte żadnymi limitami importu procesorów GPU.
Druga grupa państw, w której znalazł się region Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polska, będzie musiała liczyć się z ograniczeniami w sprowadzaniu GPU do 50 tysięcy jednostek najnowocześniejszych obecnie modeli H100 w okresie dwóch lat.
Trzecia grupa państw to w zasadzie adwersarze Stanów Zjednoczonych, czyli między innymi Rosja, Chiny, Iran czy Korea Północna.
Jak wskazuje we wpisie na swoim koncie na portalu X Tomasz Smolarek, doradca inwestycyjny zajmujący się rynkiem nowych technologii i współpracownik „Układu Sił” : “Amerykanie chcą wyhamowywać postęp szerzej definiowanych wrogów (głównie Rosja, Chiny) w zakresie AI. Zwłaszcza ich potencjału militarnego. I o ile sporo wcześniejszych ruchów mających na celu wyhamowanie postępu Chin w obszarze półprzewodników czy AI miało sens, bo jednocześnie Chiny miały mieć ograniczony dostęp do najnowszych zachodnich technologii (przy czym odchodząca administracja praktycznie do końca zostawiła sporo otwartych furtek i można było te sankcje omijać), to teraz skutek może być jeszcze bardziej odwrotny od zamierzonego.”
Dlaczego? Jak dodaje Smolarek: “Co teraz zrobią bogata Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie i wiele innych krajów (zaliczonych do drugiej kategorii – przyp. M.S.), które chciałyby zbudować jakiekolwiek klastry porównywalne do tych amerykańskich? Zaczną prawdopodobnie tworzyć własne akceleratory do trenowania sztucznej inteligencji, które mogą być słabsze niż te oferowane przez NVIDIA, ale przynajmniej będą nielimitowane. Ograniczenia wyznaczą tylko ich własne możliwości produkcyjne. Jeżeli ten scenariusz się zrealizuje, czy USA nałożą też teraz zakaz na eksport maszyn do produkcji półprzewodników na kraje drugiej grupy, by te nie budowały własnych fabryk półprzewodników?”
“Ostatecznie, chcąc odciąć Chiny od amerykańskiej sztucznej inteligencji, Amerykanie mogą popchnąć świat w kierunku rozwiązań z Chin czy Bliskiego Wschodu. Czyli walcząc w imię bezpieczeństwa narodowego mogą to bezpieczeństwo jeszcze bardziej narazić” – podsumowuje Smolarek.
Wyciągając wnioski z najnowszej rundy restrykcji technologicznych nałożonych przez Waszyngton należy zwrócić uwagę na kilka kwestii kluczowych dla pozycji i bezpieczeństwa Polski.
Po pierwsze, decyzji Białego Domu nie da się tłumaczyć tym, że państwa naszego regionu mają dziurawy system kontroli eksportu, bo technologie wrażliwe i podwójnego zastosowania wyciekają do Chin i Rosji także z państw Europy Zachodniej i ostatnie lata dostarczyły wielu dowodów na potwierdzenie tej tezy.
Po drugie zwróćmy uwagę, że w naszym regionie są państwa, które próbowały budować bliskie relacje ze Stanami Zjednoczonymi także na gruncie asertywnej polityki wobec Chin (vide Litwa), która przez odchodzącą amerykańską administrację została potraktowana dokładnie tak samo jak Węgry, uważane za jednego z najbliższych partnerów ChRL w Europie. To tyle zatem w kwestii odgrywania roli “prymusa” w gronie sojuszników Ameryki i dostosowywania za wszelką cenę własnej polityki do interesów Waszyngtonu. Sytuacja ta stanowi kolejny dowód na to, że wdzięczność nie jest walutą w stosunkach międzynarodowych.
Po trzecie, należy uznać, że zakwalifikowanie Polski do drugiej kategorii państw w ramach omawianych restrykcji Waszyngtonu – co może mieć poważne konsekwencje dla dalszego rozwoju i szans w nowym wyścigu technologicznym – jest porażką polskiej dyplomacji i naszej placówki w Waszyngtonie. Ten grzech zaniechania polskich władz może nas słono kosztować, a przecież nie byliśmy w tej kwestii na straconej pozycji, biorąc pod uwagę pewne atuty Polski, związane głównie z naszą rolą na wschodniej flance NATO. To prowadzi nas do czwartego wniosku.
Kwestię zmiany decyzji Ameryki co do zaliczenia Polski do drugiej kategorii państw objętych restrykcjami eksportowymi GPU należy dopisać do listy spraw, które w trybie pilnym nasi decydenci w Warszawie muszą omówić z administracją Trumpa. Nie należy jednak w tej kwestii być przesadnie optymistycznym, bowiem wprowadzone przez ekipę prezydenta Bidena przepisy cieszyły się poparciem niemałej grupy polityków partii republikańskiej, których głównym celem jest powstrzymywanie Chin. Należy zatem uznać, że czeka nas trudna gra dyplomatyczna wymagająca współpracy różnych ośrodków władzy i sił politycznych. Czy stać nas jako naród i naszą klasę polityczną na taki wysiłek?
Po piąte, wyraźny podział Europy na dwie kategorie sojuszników, tych “zaufanych” i tych “mniej zaufanych”, uzasadnia zadanie poważnego pytania, czy za tą decyzją nie stały pewne utarte schematy myślenia geopolitycznego wśród amerykańskich elit strategicznych.
Mimo przyjęcia państw naszego regionu do NATO, Polska i pozostałe narody Europy Środkowo-Wschodniej wciąż są, jak się wydaje, uznawane za sojuszników “drugiej”, gorszej kategorii. Świadczy o tym choćby brak wypowiedzenia przez Amerykę i sojusz Aktu Stanowiącego NATO – Rosja z 1997 roku, brak stałych baz amerykańskich na obszarze wschodniej flanki NATO, czy niechęć do rozmów na temat rozszerzenia programu nuclear sharing. Decyzję w kwestii ograniczeń eksportowych też można postrzegać jako wpisującą się w ten schemat myślenia o naszym regionie.
Jesteśmy, jak można mniemać, jako Europa Środkowo-Wschodnia, zaliczani przez znaczne grono amerykańskich elit do kategorii czegoś, co Leszek Bukowski w swoim komentarzu dla „Układu Sił” nazwał “międzyświatem”, strefą przejściową, której przyszłość będzie dopiero rozstrzygana w drodze rozmów dyplomatycznych w nowej odsłonie koncertu mocarstw, majaczącegojuż na horyzoncie. Mamy pełne prawo pytać naszych amerykańskich sojuszników, czy aby ich decyzja nie wynikała z przekonania, że nie należy bez ograniczeń wysyłać najbardziej zaawansowanej amerykańskiej technologii do państw regionu, którego status geopolityczny może być przedmiotem negocjacji z innymi mocarstwami.
Używając języka klasycznej geopolityki, koncepcja Nicholasa Spykmana, zakotwiczenia amerykańskiej obecności w Europie w oparciu o zachodnioeuropejski Rimland, ponownie wzięła w tym wypadku górę w umysłach strategów w Waszyngtonie nad wizją Halforda J. Mackindera, który wskazywał na konieczność kontroli “bramy do Heartlandu”, czyli właśnie regionu między Bałtykiem i Morzem Czarnym.
Wszystko jest jednak w grze i rolą państwa polskiego jest zrobić co tylko się da, by ostatecznie to myślenie o “międzymorzu” w kategoriach zaproponowanych przez Mackindera okazało się silniejsze niż koncepcje Spykmana.
Marek Stefan