Amerykanie zaznaczają, że utrzymane zostają podwyższone stawki (czyli sprzed 2 kwietnia) na wybrane produkty, takie jak półprzewodniki, leki, stal oraz aluminium. Jednocześnie sugerują, że stawka 20% wprowadzona jako odwet za napływ chińskiego fentanylu do USA może być zniesiona, jeśli Chińczycy powstrzymają ten proceder. Z drugiej strony, Chiny utrzymują ograniczenia (licencje) na eksport metali ziem rzadkich. Według informacji prasowych, porozumienie nie zawiera też wzmianki o sprzedaży objętej klauzulą “de minimis”, czyli przesyłek o wartości do 800 USD, których nie obejmują cła. Ze zwolnienia korzystali przede wszystkich sprzedawcy online.
Porozumienie przekłuwa narastający od miesiąca balon napięcia, który przeorał rynki i boleśnie odbił się na kieszeniach amerykańskich przedsiębiorców i inwestorów. Giełdy zareagowały wzrostami, zyskuje też dolar oraz ropa (Brent powrócił do ceny 66 USD za baryłkę). Obniżki ceł są większe od spodziewanych, co niewątpliwie dodatkowo poprawia nastroje. Opłaty w wysokości 10% czy 30% dotkną konsumentów, ale handel zostanie przywrócony. Do tej pory mieliśmy do czynienia z kompletnym dwustronnym embargiem.
Porozumienie przekłuwa narastający od miesiąca balon napięcia, który przeorał rynki i boleśnie odbił się na kieszeniach amerykańskich przedsiębiorców i inwestorów.
Wobec tego należy postawić pytanie czy ogłoszony przez Donalda Trumpa “dzień wyzwolenia” w ogóle miał sens. Cła nałożone w lutym i marcu pozostają w mocy, a zniesione zostaje embargo (cło +145%), które doprowadziło do załamania amerykańskich giełd, miliardowych (a nawet bilionowych) strat gospodarczych, w tym trudnej sytuacji drobnych przedsiębiorców, oraz spustoszenia w globalnych relacjach handlowych z USA. W tym czasie Chińczycy postanowili odpowiedzieć cłami odwetowymi i poczekać, jednocześnie rozpoczynając intensywne działania dyplomatyczne, w których przedstawiali się jako spokojny i przewidywalny partner handlowy.
Taktyka ta doskonale wpisała się w globalne nastroje, co pokazuje wspólne chińsko-japońsko-koreańskie oświadczenie ze szczytu ASEAN, w którym ostrzegano przed polityką protekcjonizmu handlowego. Ostatecznie to nie presja międzynarodowa, lecz reakcje w kraju zmusiły Donalda Trumpa do wycofania się z chaotycznej wojny handlowej. Frustracja zaplecza, zarówno szarych wyborców, jak polityków i biznesmenów, rosnące ceny obligacji skarbowych, a także pikujące w dół notowania rynków i sondaże, doprowadziły do odsunięcia Petera Navarro, odpowiedzialnego za strategię celną. Negocjacje z Chińczykami w Genewie prowadził Scott Bessent, zwolennik stopniowania presji i zachowania przewidywalności w polityce handlowej. Jak podkreślał, USA nie chcą całkowitego decouplingu, a jedynie przeniesienia produkcji z kluczowych dla nowoczesnej gospodarki obszarów.
O napięciach w Białym Domu wiele mówiła kwietniowa kłótnia Navarro z Elonem Muskiem, który miał go nazwać “kretynem”. Właściciel Tesli i SpaceX stracił miliardy na wojnie celnej. Krytyka embarga handlowego sprowadzała się w zasadzie do jednej kwestii: gwałtowna i brutalna eskalacja miała wystraszyć Chińczyków, którzy mieli szybko zgodzić się na ustępstwa. Stało się inaczej; Pekin odmówił rozmów, reagując odwetem, a następnie cierpliwe czekał, aż pozbawiona szeregu podstawowych produktów amerykańska gospodarka zacznie ponosić straty. Chińscy producenci także odczuli zatrzymanie handlu, ale po doświadczeniach kompletnego zamrożenia gospodarki w ostatnich latach oraz dzięki dywersyfikacji sprzedaży na innych kierunkach, potrafili sobie z tym poradzić.
Pekin sprawdził amerykański blef, a Donald Trump musiał spasować. Wracamy do punktu wyjścia sprzed dwóch miesięcy. Z Waszyngtonem, który po raz kolejny odbił się w swojej polityce zagranicznej od ściany oraz z przeciwnikiem, który okazując hardość uzyskał dużo lepsze warunki od tych, które Amerykanie próbowali narzucić. Podobnie sprawy miały się z podpisaną z Ukrainą “umową surowcową”, w której Kijów nie dał się zastraszyć, ostatecznie doprowadzając do korzystnego dla siebie rozstrzygnięcia. Prezydent Trump ogłosił naturalnie wielkie zwycięstwo. Według niego polityka celna zapewnia USA napływ produkcji oraz bilionowe dochody. Po stu dniach prezydentury bardzo potrzebuje widocznych sukcesów, dlatego wyraźnie zaczyna dążyć do szybkich konkluzji. Takie zachowanie obserwujemy w stosunku do Huti, Iranu, Ukrainy, Rosji czy Wielkiej Brytanii.
Pekin sprawdził amerykański blef, a Donald Trump musiał spasować. Wracamy do punktu wyjścia sprzed dwóch miesięcy. Z Waszyngtonem, który po raz kolejny odbił się w swojej polityce zagranicznej od ściany oraz z przeciwnikiem, który okazując hardość uzyskał dużo lepsze warunki od tych, które Amerykanie próbowali narzucić.
Chińczycy są jednak dużo bardziej stonowani, podkreślając, że od początku domagali się wzajemnego szacunku i dialogu, zamiast prób wymuszenia. Bilans wydarzeń poddaje w wątpliwość czy osiągnięte przez Waszyngton rezultaty warte były kosztów tak gwałtownej, nieobliczalnej wręcz polityki? Kosztów, które ponieśli sami Amerykanie. Tak finansowych, jak też odnoszących się do ich pozycji międzynarodowej. Osobną kwestią jest także to, na ile obecne porozumienie zostanie utrzymane w perspektywie kolejnych miesięcy. Niepewność bowiem pozostaje. Termin na zawarcie trwałej umowy dobiegnie końca w lipcu i może być przedłużony, ale równie dobrze może nastąpić załamanie rozmów. Ta niepewność będzie kładła się cieniem na amerykańskich relacjach.